Nasz świat jest coraz bardziej zabiegany. Często nie mamy nawet chwili na odpoczynek, nie mówiąc już o rozwijaniu swoich pasji i zainteresowań. Z myślą o takich osobach, które nie mają czasu, ale pomimo tego chciałyby się jednak czegoś dowiedzieć o otaczającym nas kosmosie, powstała książka Astrofizyka dla zabieganych Neila deGrasse Tysona. Jest to niewielkich rozmiarów książeczka, wydana w twardej oprawie, żeby się nie zniszczyła wrzucona pośpiesznie do plecaka, czy torby, która skrywa ogrom wiedzy podanej w bardzo przystępny sposób.
Autor rozpoczyna swoją opowieść od Wielkiego Wybuchu przedstawiając kolejne sekundy od tamtego wydarzenia, opisuje podstawowe prawa obowiązujące zarówno na Ziemi, jak i w kosmosie, by z czasem przejść do coraz ciekawszych tematów jak ciemna energia, ciemna materia, istnienie życia w komosie i wiele innych. Jednym słowem - otrzymujemy bardzo rzetelny i podstawowy kurs astrofizyki i w takiej formie książka Tysona sprawdza się znakomicie.
Jak wspomniałem na początku, jest to niewielkich rozmiarów książka, która liczy raptem dwieście stron. W pierwszej chwili pomyślałem, że autor o wielu sprawach zwyczajnie nie opowie, dużo pominie, a o innych rzeczach jedynie wspomni. Częściowo tak jest, ale w ogóle nie miałem poczucia, że autor idzie na skróty, coś świadomie pomija, żeby tylko tekst wyszedł jak najbardziej krótki i dostosowany do formy. Tam, gdzie jest to zasadne, Tyson się rozpisuje, wyjaśnia różnego rodzaju zjawiska, czy prawidłowości, a tam gdzie nie jest to konieczne, podsuwa czytelnikowi interesujące tematy do samodzielnego zgłębienia. Co więcej, autor stara się unikać jak tylko może skomplikowanych nazw i pojęć, wszystko wyjaśniając w sposób obrazowy i przystępny, aby czytelnik z łatwością mógł zrozumieć teorie i prawa dotyczące wszechświata. Jestem pełen podziwu dla autora - widać, że nie jest to kolejna książka pisana przez naukowca, który jedynie chce wydać swoją książkę, lecz przez osobę z pasją, która znakomicie umie przekazać nawet skomplikowane treści.
W tego typu książce nie mogło się obyć bez kwestii dotyczących obcych cywilizacji. Tyson nie stara się przekonać czytelnika, że nie jesteśmy sami we wszechświecie, czy wykluczyć możliwości istnienia życia w kosmosie. Pokazuje za to jakie trudności obca cywilizacja, podobnie jak nasza, napotyka, jeśli chce takie życie odkryć. Choć ten temat nie był mi obcy, wielokrotnie o nim czytałem, to dopiero u Tysona w pełni zdałem sobie sprawę z tych wszystkich trudności i ograniczeń. Zagadnienie nie jest wcale takie proste jak się może wydawać, a największym ograniczeniem nie do końca jest technika, a raczej ograniczenia wynikające z praw obowiązujących we wszechświecie, którym wszyscy jednakowo podlegamy.
Cała książka, a w zasadzie jej ostatni rozdział, pozwalają uświadomić jak mało znaczymy wobec całego wszechświata. Nie jesteśmy bowiem nawet maleńkim pyłkiem wobec wszystkich planet i gwiazd, które nas otaczają. Tyson sprawia, że czytelnik nabiera pokory i uświadamia mu skalę otaczającego nasz wszechświata poprzez kilka prostych analogii, które zdecydowanie bardziej działają na wyobraźnię aniżeli wszelkie liczby i wykresy.
Astrofizyka dla zabieganych jest świetną książką dla osób, które cierpią na brak czasu, a chciałoby dowiedzieć się czegoś o otaczającym nas wszechświecie. Tyson w bardzo przystępny sposób omawia poszczególne zagadnienia, unikając naukowego żargonu, zaś sama książka jest na tyle mała, że można ją zabrać do plecaka lub torby.
Bardzo fajna książeczka, podobało mi się, że widać zafascynowanie autora do poruszanych kwestii. I świetne poczucie humoru :)
OdpowiedzUsuńPolecam także "Nie mamy pojęcia" od Insignisu - dwaj autorzy poruszają podobną tematykę co Tyson, ale bardziej mówią czego nie wiemy, niż to co wiemy :)
UsuńBardzo chętnie ją przeczytam, bo ostatnim nieco bardzo zaczęłam się interesować kosmosem ;)
OdpowiedzUsuńJuż sam tytuł sprawia, że czuję się przerażony :D. Fizyka z pewnością nie należy do moich mocnych stron. Jednak lubię oglądać filmy dokumentalne o kosmosie. Apropo tego, że jesteśmy maleńkim pyłkiem, widziałem kiedyś porównania wielkości różnych rodzajów gwiazd (nazw nie wymienie bo nie chcę się zbłaźnić swoją niewiedzą :P) i rzeczywiście to określenie jest jak najbardziej adekwatne :)
OdpowiedzUsuńFizyka nie należy do moich mocnych stron, ale od dzieciństwa ciekawił mnie kosmos. Koniecznie muszę sięgnąć po tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńSkoro jest tak prosto napisana, to jest to coś dla mnie, bo ze ścisłych tematów jestem kompletnym laikiem, a chętnie bym się czegoś nowego nauczyła :)
OdpowiedzUsuń