Wikingowie. Najeźdźcy z Północy stanowią dalszą część przygód Oddiego - syna Asgota Czerwonej Tarczy, który musiał wraz ze swoimi rodakami, uciekać przed gniewem konunga Eryka aż do Ameryki Północnej, a dokładniej w okolice dzisiejszej Kanady. Gdy myśleli, że już uciekli pogoni, ta spada na nich nieoczekiwanie i z rzezi ratuje się jedynie Oddi, który wkrótce dołącza do jednego z plemion Indian - Beothuków zamieszkujących Wielką Wyspę (dzisiejsza Nowa Funlandia). Jednak i tam nie będzie bezpieczny, bowiem okoliczne plemiona nieprzychylnym okiem patrzą na dobrobyt Długich Ludzi zamieszkujących Wielką Wyspę...
Bardzo miło wspominam lekturę pierwszego tomu Wikingów - Wilcze Dziedzictwo, który bardzo przypadł mi do gustu i rozbudził jeszcze bardziej moje zainteresowanie tematem nordyckich wojowników. Dlatego długo nie czekając zabrałem się za kontynuację, czyli Najeźdźców z Północy. Niestety nie wszystko przypadło mi w niej do gustu... Zanim jednak do tego przejdę, zacznę od rzeczy przyjemniejszych, czyli zalet. Przede wszystkim autor zadbał o niezwykłą wierność realiom - opisy wierzeń, zachowań i kultury Indian stanowią znaczącą część książki i pozwalają zrozumieć jacy oni byli i jak żyli. W książce będziemy mieć okazję obserwować ich codzienne życie, sposoby jak rozwiązywali spory a także jak radzili sobie wobec zagrożeń. Równie ciekawy jest nie tyle konflikt, co zderzenie dwóch bardzo różnych kultur - Wikingów i Indian o odmiennych sposobach myślenia, potrzebach i pragnieniach. Lewandowski doskonale poradził sobie z tym zadaniem - nie tylko na początku książki, lecz przez cały czas przypominał o różnicach będziemy Oddim a Indianami. Bardzo cenię taką konsekwencję, dlatego uważam to za duży plus książki.