W lutym 2016 roku miał miejsce bardzo udany debiut Jacka Łukawskiego, czyli Krew i stal. Powieść została bardzo dobrze przyjęta przez szerokie grono czytelników, a jednym z jej najbardziej cenionych elementów, było połączenie klasycznej powieści drogi z całą gamą słowiańskiego kolorytu w postaci wił, żerców i demonów. Na jej kontynuację nie trzeba było długo czekać, ponieważ mniej więcej rok później ukazuje się Grom i szkwał, któremu z dumą patronuję.
Książka rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym skończył się pierwszy tom. Arthorn po ucieczce z zamku opanowanego przez zdrajców Morrończyków, wyrusza znów zza Martwicę - ranny, bez drużyny i przygotowania, a przede wszystkim wbrew własnej woli. W tym samym czasie, stary Garhard stara się opanować sytuację w Wondettel, a zdradziecki lord Auriss nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, podobnie jak wysłannicy sił potężniejszych, niż przeczuwają najwięksi mędrcy. Na dodatek, córka zmarłego króla - księżniczka Azure, przepadła bez wieści i nikt nie wie gdzie jej szukać. A mroczny cień Nife sięga coraz dalej, pochłania bezkresne stepy, czyha na sielskie Asnal Talath i powoli podąża ku granicy, za którą śpi niespokojne Wondettel...