piątek, 15 grudnia 2017

Artemis - Andy Weir

Zachęcony sukcesem Marsjanina postanowiłem sięgnąć po najnowszą książką autora, czyli Artemis. Spodziewałem się czegoś równie ciekawego i interesującego jak pierwsza powieść Andy Weira, która mnie zachwyciła pod wieloma względami. Niestety, tego samego nie mogę powiedzieć o Artemisie...

Na księżycu funkcjonuje niewielkie, kilkutysięczne miasteczko Artemis. Przyszło w nim żyć dwudziestokilkuletniej Jazz, której marzy się życie pełne przygód i dostatków, a nie szara rzeczywistość, w której ciągle zmaga się z brakiem funduszy na coś więcej niż ciasna klitka do spania. Ma nudną i nisko płatną pracę doręczyciela, a w międzyczasie dorabia przemycając różne zakazane rzeczy z Ziemi do Artemis. Kiedy jeden z bogaczy proponuje jej możliwość zarobienia wielkich pieniędzy, nie waha się ani chwili, pomimo że zadanie nie będzie łatwe, ani tym bardziej bezpieczne. Dość szybko wyjdzie na jaw, że Jazz dała się wplątać w gigantyczną aferę o potencjalnie katastrofalnych konsekwencjach dla całego Artemis...

Pierwsze co rzuca się w oczy po lekturze pierwszych kilkudziesięciu stron jest fakt, że autor wziął wiele schematów i wypracowanych rozwiązań z Marsjanina i zwyczajnie przeniósł je do nowej książki. Bardzo dobrze widać to na przykładzie głównej bohaterki Jazz. Jest to niezwykle inteligenta młoda kobieta, która wszystko bardzo szybko pojmuje, wymyślając zupełnie od niechcenia rozwiązania trudnych problemów. Co chwila raczy czytelnika jak funkcjonują różne rzeczy w Artemis - począwszy od składu powietrza, po wielkość mieszkań, obieg wody itp. Jest ona również bardzo zadziorna, ma swój pomysł na życie, nie słucha rad, a przy tym nie brakuje jej poczucia humoru. Czy po takim opisie, Jazz nie przypomina Wam kogoś? Oczywiście, mowa o Marku, który był bohaterem Marsjanina. Choć pomiędzy tą dwójką występują drobne różnice, jak chociażby różnica płci, to nie da się ukryć, że autor w zasadzie stworzył damską wersję Marka, dopasowaną do nieco innej fabuły i okoliczności. Watney był bardzo dobrze wykreowaną postacią pod wieloma względami, tymczasem u Jazz niestety tak nie jest. Humor jakim raczy czytelnika, jak również jej czasami dziecinne zachowanie spowodowało, że trudno mi było przejąc się jej losami i z uwagą obserwować jej poczynania.
Natomiast jeśli chodzi o historię przedstawioną w Artemisie, to wydała mi się ona po prostu zwyczajna i niczym nie wyróżniająca się. W zasadzie gdyby przenieść miasteczko na Księżycu na Ziemię, to dałoby się stworzyć niemal identyczną historię, tylko z niewielkimi modyfikacjami. I to nie jest wcale przesada... Pomimo, że w książce całkiem dużo się dzieje, to trudno mi było wczuć się w tę historię w takim stopniu jak w przypadku Marsjanina. Być może dlatego, że w Artemisie miałem niemal stu procentową pewność, że Jazz nic się nie stanie i wyjdzie cało ze wszystkich opresji, a w Marsjaninie do końca nie było wiadomo co się stanie z Markiem. Oczywiście dużym plusem jest tutaj przedstawienie miasteczka na Księżycu - jak ono funkcjonuje, na czym zarabia i jaka jest jego struktura społeczna. To wszystko było interesujące, dlatego sądziłem, że Weir pokusi się o coś bardziej złożonego, aniżeli zwykłe rozgrywki milionerów w kosmosie, o których możemy przeczytać dziesiątki książek.

Zabierając się do czytania Artemisu sądziłem, że powstrzymam się od porównywania jej z Marsjaninem. Jednak autor bardzo dużo rozwiązań, wziął niemal żywcem ze swojego debiutu. Co więcej, obie te książki wykorzystują bardzo podobną technologię, przez co nie poczułem takiego zachwytu nad wszystkim co autor opisuje. Dlatego po lekturze Artemisu odniosłem wręcz wrażenie, że autor postanowił stworzyć kolejną książkę, korzystając z wiedzy, jak i popularności zdobytej przy Marsjaninie, niekoniecznie dużo czasu poświęcając samej fabule. Szkoda, ponieważ miałem nadzieję, że Weir znów mnie czymś zaskoczy.

Artemis zdecydowanie nie dorównuje Marsjaninowi i wypada na jego tle dość kiepsko. W zasadzie Weir wykorzystał w swojej najnowszej książce wcześniej stworzone schematy i dopasował je tylko do nowej fabuły. Nie znaczy to, że Artemis jest złą powieścią, lecz jeśli oczekujecie czegoś na miarę Marsjanina, to możecie się mocno zawieźć.

Ocena: 5/10

Za możliwość przeczytania ebooka serdecznie dziękuję księgarni Virtualo.pl!

Tytuł: Artemis
Autor: Andy Weir
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 22.11.2017
Liczba stron: 340
ISBN: 9788328707320

10 komentarzy:

  1. Ha! I dlatego tak bardzo się cieszę, że sięgnęłam po tę książkę przed "Marsjaninem", który nadal czeka w kolejce. Mnie ta powieść naprawdę się podobała, ale podejrzewam, że w dużej mierze dzięki temu, że nie czytałam debiutu Weira, choć niedługo z pewnością to nadrobię :)
    Pozdrawiam ciepło :)
    Kasia z niekulturalnie.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To sięgnij po Marsjanina - wtedy zrozumiesz, dlaczego Artemis mi się nie podoba :)

      Usuń
  2. Uff, a myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, bo okropnie zawiodła mnie nowa książka Weira, a widziałam raczej same pochlebne opinie ;) Powtarzalność, sztampa, Jazz mnie wkurzała (ależ to błyskotliwa riposta, "pie*dol się"! Szczególnie powtórzona 10 razy) i w ogóle nie umiałam wczuć się w fabułę... Ech... U mnie też niedługo recka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałem takie wrażenie :) Z chęcią zobaczę, co dokładnie Cię wkurzało w Artemisie :)

      Usuń
  3. Ech, jakoś mnie nie ciągnie do Marsjanina, a do Artemisa podchodzę sceptycznie. Natomiast ciekawi mnie trochę to, jak autor poradził sobie z narracją z punktu widzenia kobiety i nie wykluczam, że kiedyś tam sobie tę powieść sprawdzę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Tobie bardziej polecam Marsjanina, jeśli już chcesz przeczytać coś Weira :)

      Usuń
  4. Różnica płci drobną różnicą, wygrałeś! xD
    A tak serio – widzę, że nasze odczucia są praktycznie takie same. Podobnie ma wiele innych osób, które też czytały "Marsjanina", choć, co ciekawe, zauważyłam, że "Artemis" podoba się tym, którzy debiutu Weira nie czytali. No bo coś w tym jest – jak się dostaje odgrzewane kotlety, to po pierwsze jest się znudzonym, bo je się ciągle to samo, a po drugie nie smakują one tak samo. Ale jak się pierwszy raz zje takiego kotlecika to nie tak źle... :D (Naprawdę dziwna ta metafora. To ta godzina. I fakt, że czekam, aż jedzenie mi się podgrzeje :D).
    Jestem teraz ciekawa, czy Weir napisze kolejną książkę (raczej tak, bo pieniądze i tak się zgadzają) i jaka ona będzie. Czy znowu to samo, czy może coś innego. Jednak jeśli napisze trzecią książkę, to podejdę do niej już z większym dystansem i mniejszymi oczekiwaniami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No drobna różnica :P Nie wiem o co Ci chodzi :D
      Też to zauważyłem, że jeśli ktoś nie czytał Marsjanina, to mu się Artemis podobał. A ci co czytali, to cóż - taki ogrzewany kotlet :P
      Ja nie wiem, czy przeczytam. Chyba, że będzie to coś zupełnie innego niż te dwie książki :)

      Usuń
  5. Nie czytałam jeszcze ani "Artemis", ani "Marsjanina", więc mam nadzieję, że mi się chociaż jedno spodoba :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Straszna szkoda, że autor poszedł trochę na łatwiznę i postanowił do drugiego swojego bohatera wykorzystać dokładnie ten sam model, który przyniósł mu sukces w jego pierwszej książce.

    Wydaje mi się również, że gdyby "Artemis" wyszedłby jako pierwszy spod jego pióra to ludzie zupełnie inaczej by na książkę patrzyli. Bo historia nie była najgorsza, choć akcja czasami pędziła na złamanie karku, to dało się to jakoś ogarnąć.

    OdpowiedzUsuń

Dodając komentarz, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych zgodnie z Polityką Prywatności bloga.