środa, 17 czerwca 2015

Gra o Tron - Pieśń Lodu i Ognia

Hej!


Dziś od dawna zapowiadana recenzje Gry o Tron, a właściwie 5 (8) tomów cyklu Pieśń Lodu i Ognia autorstwa Gerorge'a R.R. Martina. Nie będzie to jednak typowa recenzja, podobna do poprzednich, ponieważ musiałaby obejmować 8 książek, które liczą ładnych kilka tysięcy stron, a także zdradzać fabułę kolejnych tomów. Dlatego też, postanowiłem na początku opowiedzieć jak zaczęła się moja przygoda z tą serią książek.


Nie jestem wyjątkiem i cykl zacząłem czytać, kiedy wszedł na ekrany telewizorów, któryś sezon Gy o Tron. Widziałem wtedy (okolice 2012 roku) jakieś urywki scen, czy nawet kilka odcinków i stwierdziłem "kurczę, to jest ekstra". Krótko później w wakacje byłem już posiadaczem kompletu wydanych książek po polsku. :D Całe 3 miesiące plus minus zajęło mi wtedy przeczytanie tych książek. Niedawno postanowiłem ponownie przeczytać cykl, aby przypomnieć sobie wydarzenia i aby łatwiej by było zrozumieć liczne fanowskie teorie dotyczące Gry o Tron, który co jakiś czas czytam na różnych grupach.


Książki opowiadają o grze o tron w krainie Westeros. Nie bez powodu tak został nazwany pierwszy tom cyklu. Wątek walki o najwyższą władzę w Siedmiu Królestwach przewija się w każdym tomie i stale nam towarzyszy. Akcję poznajemy z wielu różnych stron, jest cała mnogość "głównych bohaterów", za których sprawą poznajemy kolejne wydarzenia. Odwiedzimy zarówno daleką północ, z ogromnym lodowym murem o długości 300 mil i wysokości 700 stóp, jak i spalone słońcem paski Dorne na południu Westeros, czy też bogate i żyzne Dorzecze. Powędrujemy także do zatoki niewolniczej na dalekim wschodzie. Jest to tylko kilka miejsc, jednak są to te najciekawsze, które najbardziej przypadły mi do gustu. Czytając książki ukazuje się nam pięknie wykreowany świat, z dużą dbałością o szczegóły. Liczne nazwiska, którymi zasypuje nas co rusz autor tylko bardziej budują "prawdziwość" świata. Z początku ta mnogość imion wielkich władców, stajennych, rycerzy itp. dezorientuje, jednak z czasem przyzwyczajamy się i z zapartym tchem "pożeramy" kolejne historie o lordach, o kolejnych wydarzeniach, czy to obecnych czy tych z przeszłości. Nie byłem wyjątkiem i w tej kwestii :)



Jest co cykl fantasy, tak więc powinna być również magia. Jednak według mnie niemalże zupełna nieobecność magii, o jakiej myślimy w pierwszej chwili - potężne czary, kule ognia, wzywanie umarłych itp. jest ogromną zaletą cyklu. Magia jest "przemycana" po trochu tu i tam. Nie mamy wrażenia, że jest jej za dużo, wręcz odwrotnie. Chciałoby się wiedzieć więcej, skąd się coś wzięło, dlaczego tak, czy to komediancka sztuczka czy zaklęcia. Autor jednakże każdą tajemnicę serwuje nam z umiarem, nie odkrywa od razu wszystkich swoich kart. Pod koniec Tańca ze Smokami mamy wrażenie, że więcej zagadek jest przed nami, niż nam wyjaśniono.


Czytając ten cykl nie można przyzwyczajać się do postaci. Serio! Lepiej tego nie robić, chyba że co chwila chcecie jechać i zrobić krzywdę Martinowi za zabicie kolejnej Waszej ulubionej postaci. To jest niestety lub stety fakt. Część postaci zabitych bardzo polubiłem i szkoda, że musiały zginąć. Inne wręcz odwrotnie, zasłużyły sobie na śmierć. Autor nie oszczędza ich, za co mu chwała bo nie może być nic gorszego jak na siłę dopasowywanie wydarzeń by postać nie zginęła lub cudem ocalała z niemalże śmiertelnych ran. Dowód? Link do zdjęcia, gdzie kolorowymi zakładkami zaznaczone zostały miejsca, gdzie zginęła postać z cyklu.

Dla kogo w takim razie ten cykl? Dla wszystkich fanów fantasy i nie tylko, którzy lubią elementy walki o władzę, bitwy, starcia na morzu i lądzie oraz odwiedzać dalekie zakątki przedstawionego świata.
Jest wiele rzeczy, o których nie napisałem a chciałbym, jednak musiałbym spojlerować wydarzenia a nie chciałbym tego robić, dlatego taka troszkę inna ta dzisiejsza recenzja. Mam nadzieję, że się podobała. Jestem również otwarty na wszelakie dyskusje o całym cyklu, jednak od razu mówię, choć czytałem cykl dwa razy, to nie mam pamięci do nazwisk. :)

Podsumowując cykl zachwycił mnie, zauroczył i nie pozostaje nic innego jak czekać cierpliwie na kolejny tom - Wichry zimy. Miejmy nadzieję, że Martin nie będzie nam kazał czekać za długo. :)

Moja ocena 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dodając komentarz, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych zgodnie z Polityką Prywatności bloga.