Za każdym razem, kiedy sięgam po książkę Marcina Mortki wiem, że czeka mnie świetna zabawa oraz mnóstwo przygód. Nie inaczej jest w przypadku jego najnowszej książki fantasy, czyli Nie ma tego złego.
Jedni mówią, że Złe to kraina za Gwiżdżącymi Górami. Inni utrzymują, że Złe to wszyscy, których Dolina wygnała, w tym magowie. Mieszkają w górach i hodują w sobie nienawiść, aż nie mogą jej znieść – wtedy sięgają po oręż i ruszają do ataku. Są też tacy, co twierdzą, że Złe to moc. I że to ona zmienia ludzi w bestie. Edmund zwany Kociołkiem, niegdyś żołnierz w armii księcia Stefana, dziś spełniony mąż i ojciec, a do tego karczmarz słynny na całe Wichrowiny, wdepnął w bagno, które podejrzanie zalatuje Złem. Razem ze swą drużyną do zadań specjalnych – socjopatycznym elfem, goblinem zwiadowcą, pełnym tajemnic guślarzem, charakternym krasnoludem i jednym z ostatnich prawdziwych rycerzy Doli – otrzymał zlecenie, które okazało się czymś więcej niż zwykłe dostarczanie przesyłek czy osłanianie karawan.