poniedziałek, 21 listopada 2016

Dom z liści

O książce Dom z liści dowiedziałem się stosunkowo niedawno i w dodatku przez przypadek, obserwując dyskusje na forum Wydawnictwa Mag. Wtedy nie do końca wiedziałem, co jest w niej takiego niezwykłego i długi czas nie byłem w ogóle nią zainteresowany. Jednak, kiedy po jakimś czasie wczytałem się w opis, a później zobaczyłem zdjęcia stron wydania angielskiego, wiedziałem, że koniecznie chce to przeczytać!

Dom z liści to historia Johnnego Wagabundy - pracownika salonu tatuażu w Los Angeles, który pewnego dnia przypadkiem znajduje notes starszego, ekscentrycznego pana Zampano, zawierający zapiski na temat filmu Relacja Navidsona. Opowiada on o fotoreporterze Willu Navidsonie, który niedawno wprowadził się wraz rodziną do z pozoru zwyczajnego domu. Po krótkim jednak czasie odkrywa dziwne rozbieżności w wymiarach swojego domu oraz drzwi prowadzącego do tajemniczego korytarza, którego wcześniej nie było. Will instaluje w domu kamery i rejestruje wszelkie zachowania rodziny oraz przeprowadza eksploracje tego dziwnego korytarza a owocem setek godzin nagrań jest właśnie Relacja Navidsona... Natomiast Johnny im więcej czyta o domu Navidsonów, im dalej zagłębia się w tę historię, tym bardziej zaczyna się bać i popadać w paranoję. Zaczyna zauważać zachodzące w otoczeniu zmiany jak i w nim samym i nie może już traktować zapisków Zampano, tylko jako wymysłu starego wariata...

Do lektury Domu z liści podszedłem z dużym entuzjazmem i nadzieją na dobrze spędzony czas. Lecz książka, mogę śmiało to powiedzieć, przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Nie była to jednak ani łatwa, ani lekka, czy prosta lektura. Wymagała ode mnie dużego skupienia oraz czytania w ciszy i spokoju, lecz w zamian za to zaoferowała kilkanaście godzin prawdziwej czytelniczej uczty. Trudność w jej czytaniu ma związek z jej nietypową konstrukcją oraz bardzo różnymi stylami i narracjami. Przede wszystkim główna część tekstu, to analiza filmu Navidsona przez Zampano - zarówno opis akcji, jak również jego interpretacja i dogłębna analiza zachowań bohaterów, przy wykorzystaniu setek materiałów źródłowych. Jest to chwilami bardzo sucha i wyzuta z emocji relacja, w której autor zwyczajnie przedstawia fabułę, bądź fakty, lecz nie jest ona bynajmniej pozbawiona elementów grozy. Dodatkowo wszechobecne są przypisy do cytowanych wypowiedzi, bądź analiz znanych naukowców, psychologów i innych ekspertów, które które mają za zadanie uwiarygodnić przedstawione tezy przez Zampano. Wśród tych wszystkich adnotacji, znajdziemy również te, które naniósł sam Wagabunda. Mają w zdecydowanej większości postać dłuższych opisów, w których zostają przedstawione zdarzenia, jak i opis uczuć mężczyzny po przeczytaniu tej książki. 

Ciężko mi orzec, co wzbudziło we mnie większą grozę - tajemniczy korytarz i wszystko co skrywa, czy to co dzieje się z Wagabundą po przeczytaniu dzieła Zampano. Chociaż nie obyło się przy czytaniu tej książki bez małego uczucia deja vu - jakbym już o czymś podobnym kiedyś czytał lub oglądał. Niewątpliwie na to uczucie z pewnością mogły wpłynąć pojawiające się w ostatnich kilku latach filmy przedstawiające jakieś nadzwyczajne zjawiska w domach, kręcone przez ich mieszkańców, przez co od razu nasuwa się podobieństwo do Relacji Nawidsona. Natomiast jeśli chodzi o drugi z motywów, to również mam wrażenie, że nie jest to już obecnie bardzo innowacyjny pomysł. Nie umiem jednak przywołać z tytułu książek, lub filmów, które wykorzystują podobny motyw, ale z pewnością takie są. Bynajmniej nie posądzam Danielewskiego, że zaczerpnął pomysły z filmów lub na odwrót, lecz podobieństwo to jest niemniej zauważalne. Jednakże połączenie tych dwóch różnych motywów z niecodzienną kompozycją i dopracowaniem najmniejszych szczegółów, powoduje, że groza wręcz tchnie z kart książki Danielewskiego i nawet jeśli dostrzegamy pewne podobieństwa do innych późniejszych dzieł, to nie odbierają one uroku powieści. Na poczucie dojmującej grozy wpływa również fakt, że praktycznie nigdy nie wiadomo (o ile nie przekartkujemy do przodu książki), kiedy pojawi się wtrącenie Johnna i jego coraz bardziej przerażające odczucia co do lektury dzieła Zampano... 

Mocną stroną książki są niewątpliwie bohaterowie, choć na pierwszy rzut oka nie jest to takie oczywiste. Spodziewałem się, że będę miał możliwość poznać jedynie Wagabundę i to niekoniecznie bardzo dobrze, nie mówić już o innych bohaterach. Tymczasem mamy okazję rzetelnie poznać praktycznie wszystkie postacie z Relacji Navidsona - zarówno rodzinę Willa, jak i osoby, których zaprasza, by pokazać niezgodność wymiarów domu. Sądziłem, że w takiej suchej relacji Zampano nie ma miejsca, na jakąkolwiek możliwość poznania bohaterów a jednak. Przede wszystkim za sprawą nie tyle samych wydarzeń, co ich interpretacji przez fikcyjnych naukowców i nie tylko. Za sprawą tych analiz dostajemy wgląd w psychikę Willa, jego żony oraz dzieci, które rzucają światło na to co czuli w związku z pojawieniem się korytarza oraz jakie dręczą ich problemy. Natomiast Johnny'ego poznajemy poprzez przypisy oraz ze wstępu do książki. Obnaża w nich w sposób niezwykły swoje wnętrze - poznajemy jego myśli oraz uczucia jakie wzbudza w nim dzieło Zampano, oraz to co się z nim dzieje po jej przeczytaniu. Możemy wręcz autentycznie poczuć się jak on i zwątpić we wszystko co widzimy...

Wspomniałem wcześniej już co prawda o wydaniu, lecz zasługuje ono na osobny akapit. Jest to najbardziej oryginalnie a zarazem Dziwnie (tak, przez duże D) wydana książka, jaką kiedykolwiek czytałem i widziałem. W książce zastosowano co najmniej dwa rodzaje czcionek - Times i Courier, dla rozróżnienia autorstwa danych fragmentów, co już na pierwszy rzut oka mocno się wyróżnia. Oprócz tego znajdziemy fragmenty tekstu przekreślone i wydrukowane na czerwono a każde słowo dom w książce jest koloru niebieskiego. Jednak to co mnie najbardziej urzekło w tym wydaniu są te nieliczne fragmenty, w których tekst dopasowuje się do treści. Na przykład kiedy bohater idzie zwężającym się tunelem, tekst przypomina zmniejszający się kwadrat na kolejnych stronach. Wówczas autentycznie można się poczuć, jakbyśmy razem z bohaterem przemierzali takie ciasne zaułki... Takich urzekających perełek jest całe mnóstwo a ich odkrywanie jest niesamowitym doświadczeniem, dlatego więcej nie będę ich zdradzał i pozostawię je Wam do odkrycia. 

Dom z liści jest książką z pewnością niepospolicie wydaną i jedyną w swoim rodzaju. Urzeka nie tylko wszechobecną grozą, lecz również dogłębną analizą zachowań i myśli bohaterów, oraz tym czym dla nas jest dom. Książka budzi w czytelniku bardzo różne uczucia, zmusza do przemyśleń i z pewnością będę do niej jeszcze wielokrotnie wracał. Podejrzewam, że za każdym razem odkryje w niej coś nowego. Zdecydowanie polecam!

Moja ocena 10/10

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Mag!
Tytuł: Dom z liści
Autor: Mark Z. Danielewski
Wydawnictwo: Mag
Data wydania: 26.10.2016
Liczba stron: 796
ISBN:9788374806572

7 komentarzy:

  1. Umiesz zachęcać ;) Aż mam ochotę natychmiast iść do księgarni i ją kupić ;P
    Szczególnie skusiłeś mnie tą grozą oraz kreacjami bohaterów. Nie będę się nastawiać na horror, bo mnie wyjątkowo trudno przestraszyć, ale mam nadzieję, że dreszczyk emocji się pojawi ;) No i to wydanie! Te zwężające literki, czcionki - niby są to drobiazgi, ale jakże zachęcające!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)
      Kreacja bohaterów, to właściwie ich portret psychologiczny rodem z analiz lekarzy, więc jest ciekawie :)

      Usuń
  2. Widzę, że już ogarnąłeś i wybrnąłeś całkiem zgrabnie. :) W zasadzie książka to dwie historie, ta główna, i ta z przypisów, bo to wyraźnie widać. Wagabunda to nie jest dodatek, tylko trzon tej powieści, który stanowi razem z Navidsonem. Świetna książka. Zaskakuje na każdym kroku. Wczoraj mnie rozwalił moment, kiedy pojawił się przypis wyjaśniający coś przez wydawcę i pozostawienie wyboru przed czytelnikiem - czy zostawić to i iść dalej, czy zerknąć do tyłu do dodatku - mówie o nekrologu ojca Wagabundy i listach matki. Ja oczywiście muszę ogarnąć wszystko, ale jebłem jak zobaczyłem ile stron do zakończenia tego rozdziału, a ile listów do ogarnięcia jest (coś chyba 60 stron). :D Dokończyłem rozdział i dzisiaj poczytam te listy, skądinąd chyba najbardziej pokręcone z tych wszystkich dodatków. :)

    Co do Twojego uczucia dejva vu, może to kwestia klasyki, którą czytałeś też? jakby nie było czuć w tej książce taki klimat grozy bardziej zbliżony do klasyki, bo w przeszłości właśnie nieraz pionierzy tego gatunku straszyli nawiedzonymi czy tajemniczymi domami. U Danielewskiego jednak ta groza bardziej rozwinięta, bardziej, hm, naukowa. Nie wiem jak to Ci przybliżyć, ale są książki, gdzie straszny dom to po prostu zjawisko, które pojawia się z konkretnej przyczyny prostej do przedstawienia, np. są tam duchy, bo ktoś kiedyś kogoś tam zabił, więc ten dom nawiedzają. Są natomiast takie książki, gdzie te zjawisko występuje, ale ciężko jednoznacznie sklasyfikować problem, bo jest to niepojęte dla ludzkiego umysłu. I nie jest to groza jako JAKIEŚ CZYTADŁO, a ambitna pożywka dla umysłu. Bardzo podobnie pisze Ligotti, jego teksty po prostu wbijają w fotel. Jest też to coś w stylu emocji bohaterów Loecrafta, którzy nie pojmowali zachodzących w nich zmian przez pojawienie się Wielkich Przedwiecznych. Generalnie ciężko to zobrazować, ale bardzo mi to przypomina ten tekst Danielewskiego. Chociaż może się mylę i na końcu okaże się, że te zjawisko zachodzące w domu jest trywialne i proste do zdefiniowania i zniwelowania. Ale nie sądzę.

    W każdym razie. Lektura niesamowita i jedna z tych, które jednocześnie chce się szybko skończyć, żeby dojść do finału, ale nie chce zakończyć za szybko, bo to już będzie koniec. Ja sobie dawkuję po kilkanaście/kilkadziesiąt stron, głównie dlatego, że nie mam za bardzo czasu w tygodniu na czytanie więcej, ale całkiem mi to odpowiada, bo łapię się na tym, że myślę o tej książce. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozpisałeś się :D

      Ja mam wrażenie, że te przypisy o których piszesz, to i tak jest sprawka Danielewskiego a nie wydawnictwa. Nawet obstawiam to - chociażby wpływa na to fakt, że jest to wydanie II itp. :) Natomiast listy matki do Wagabundy no to również niezwykły dodatek i portret psychologiczny z czym musiał się mierzyć główny bohater. Wszystko to tworzy taki ogromny bagaż informacji, pomysłów, że ogromne ukłony dla autora :)

      Całkiem możliwe. Dla mnie nie był to zarzut, ponieważ to było takie uczucie, że coś chyba podobnego znałem, ale nie wiedziałem skąd. Dlatego nie był to dla mnie minus, ale chciałem o tym napisać. Tak tak, ja wiem o czym mówisz :)

      Chyba nie sposób przestać myśleć o tej książce. I podejrzewam, że będę ją jeszcze nie raz czytał :)

      Usuń
    2. Hehe, faktycznie. :D No cóż, na temat samego wydania można pisać i pisać. I myślę, że recka będzie znacznie dłuższa niż do tej pory. U Ciebie zresztą widać podobnie.

      Być może i nie wydawcy, ale w sumie to mniej ważne. Listy są mega, powiem Ci, że jeszcze nie czytałem tak sugestywnych listów, tak wyraźnie przedstawiających stan psychiczny danej osoby i jego emocje, głównie też pewnie za sprawą tych struktur, bo te listy też był pisane dziwnie, raz do góry nogami, raz lustrzane odbicie, wiele powtórzeń. Mega. :)

      Wiesz, tak naprawdę bardzo mało jest pomysłów na książki, które byłby całkowicie nowe. Wiele z nich to motywy już wykorzystane, ale dopracowane bardziej albo po prostu styl autora jest inny i może Ci napisać na ten sam temat bardzo ciekawie, a inny napisze słabo, nudno. Ja już to wielokrotnie przerabiałem, najwięcej właśnie w grozie, bo ile idzie straszyć nowymi rzeczami? Była moda na duchy, to filmów pojawiło się od pyty. Były na animal attack to wyszło kilka części samych Szczęk, że o innych nie wspomnę. Były found footage to Blair Witch, Paranormal Activity, na początku ciekawe, a wraz z kolejnymi częściami coraz nudniejsze. Czym jeszcze wystraszysz nowym, całkowicie? No ciężko. A jednak pojawiają się te same tematy, innych autorów, którzy o animal attacku czy duchach napiszą tak, że wbije Cię w fotel, chociaż ogarnąłeś ten temat już wielokrotnie. :)

      Ja też myślę, że pierwsze czytanie to jest takie WOW na wszystko. Za drugim razem zawsze dostrzega się wiele drobnostek, które albo wzbogacją jeszcze fabułę, albo obniżają te WOW. Jeśli to pierwsze to lektura może być za drugim razem jeszcze bardziej smakowita.

      Usuń
    3. Dokładnie! Te listy są jakby żywcem wzięte z prawdziwego, trudnego przypadku. Podobnie jak te wszystkie przypisy budują niesamowitą aurę, że to wszystko jest autentyczne :)

      Wiem, dlatego nie był to dla mnie minus, ale chciałem to zaznaczyć. Jednak połączenie dwóch tych rożnych motywów, tych sugestywnych opisów korytarza, co się dzieje z Wagabundą daje niesamowity wprost efekt. Myślę, że to książka, która wywraca kompletnie do góry nogami to jak można wydawać prozę. Na polskim rynku co prawda nie widziałem podobnych pozycji, ale ciekawe jak to jest w Stanach - jakby nie patrzeć minęło 16 lat od wydania Domu z liści :)

      Jak zapomnę co nieco z fabuły, to z pewnością znów sięgnę po tę książkę i ciekawe co nowego w niej odkryje :)

      Usuń
    4. Mnie najbardziej rozwalają sytuacje, kiedy masz na końcu jakiegoś zdania przypis, na końcu którego masz znowu przypis, który odsyła Cię do Wagabundy, który z kolei o czymś tam pisze przez 2-3 następne strony i po przeczytaniu tego musisz wrócić znowu do początku. :D Najbardziej mi jednak namieszały te kwadraty i marginesy z tekstami normalnie pisanymi i w lustrzanym odbiciem.

      Usuń

Dodając komentarz, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych zgodnie z Polityką Prywatności bloga.